Opowieść trzecia . Dwie wyprawy ze Zbyszkiem .

Wieczory w owym czasie zaczynały się wcześnie, gdyż godzina milicyjna znacznie ograniczyła "nocne rodaków rozmowy". Spotkaliśmy się więc o szóstej. Mam pomysł , powiedział Zbyszek. Pogrzebał chwilę w biurku i wyjął z niego 6 jakiś formularz. W jego lewym rogu widniał nadruk KANCELARIA, pod nim zaś L.P. i kropki. Tu się przywali pieczęć adresową , oznajmił. Agnisiu, siadaj do maszyny , zwrócił się do córki. Zbyszek dyktował: Polecenie wyjazdu ,delegacja służbowa, deleguje 7 się Obywatela Tomasza Konarskiego Łowczego Koła Łowieckiego "Ostęp" do przeprowadzenia kontroli w obwodzie łowieckim nr. 33 Korczew w woj. Siedleckim, podpisy , Sekretarz i Prezes. Pośrodku pieczęć okrągła , to zawsze robi wrażenie.
Wracając do domu wstąpiłem do Sekretarza. Dobra stary, podpiszę : powiedział. Ale to jakaś lipa, na pierwszej rogatce Was zawrócą. Ruszyliśmy rano. Na Grochowskiej zmarznięty żołnierz przeglądał dokumenty nielicznym podróżnym. Wolno wczytał się w Zbyszka 9 papiery, potem sięgnął po moją kartkę. Ledwo rzucił na nią wzrokiem, bąknął ,w porządku i dał lizakiem sygnał do odjazdu. Uff, na razie się udało. Przy drugiej kontroli powtórzyło się wszystko podobnie. Przy trzeciej podobnie. Dotarliśmy w końcu 10 do obwodu. To o czym marzyliśmy, co wydawało się utracone na długo, a może i na zawsze nagle stało się realne. Znów polowaliśmy i to był nasz sukces. Zaś owa delegacja wśród pamiątek z tego okresu zajmuje w moich zbiorach należne miejsce.
Ciągnie mnie strasznie do lasu , powiedział Zbyszek. Mam szybki samochód, w piwnicy beczkę benzyny, pojedziesz?
No jasne , powiedziałem , choćby dziś. Dobra, to w czwartek. Proponuję do 12 Wołowych Lasów. Tak dawno już tam nie byliśmy. Wołowe lasy, to cholernie daleko. Pomyśl, ile kontroli, ile rogatek po drodze! Drobiazg, mamy przecież już wprawę, przypomniał niedawne zdarzenie. Droga do łowiska minęła bez przeszkód. Kontroli było ze 13 dwanaście. Papiery nasze w porządku, nie budziły zastrzeżeń. Święty Hubert łaskawy, obdarzył Zbyszka bykiem. Ja strzeliłem przyzwoitego przelatka. W domu lodówki puste.
Weźmiemy go na własny użytek , zdecydowaliśmy. Ba, tylko jak to zrobić? Oskórować 14 i poćwiartować go nie możemy, bo jest zakaz przewożenia mięsa. Schować do bagażnika? I tak każą pewnie go otwierać. Położymy go na bagażniku na dachu, zdecydowaliśmy w końcu, dzik strzelony legalnie, nie mamy nic do ukrycia. A więc w drogę! Pierwsza 15 kontrola gdzieś przed Czarnkowem. Na szosę wyskoczył młody kapral. Bystro obrzucił nas wzrokiem. Czarne BMW (kto wtedy jeździł taką bryką ?
Dzik na dachu, w środku dwóch szpakowatych facetów. Widocznie z czymś mu się to kojarzyło. Walnął obcasami, 16 zasalutował, i dając znak wolnego przejazdu wykrzyknął: Szerokiej drogi obywatelu . . .
Dzik odpowiedziałem potulnie, właśnie jedziemy z polowania i wieziemy upolowanego dzika.
Dokumenty no to macie? 20 Jest wszystko co trzeba, zezwolenie na odstrzał i świadectwo pochodzenia, wyciągnąłem w jego stronę oba świstki.
Coś tu nie gra, wycedził, zezwolenia na przewóz nie macie, zatryumfował. Dzik ma być odstawiony do skupu, zaraz spiszemy protokół.
Obywatelu sierżancie , powiedziałem ugodowo , po co pisać ? Skręcę tu w prawo, we Włochach na Mikowej jest punkt skupu, wywalę to ścierwo i po krzyku.
No dobra , odburknął , tylko zameldować to potem na punkcie kontroli, sprawdzę, dodał odchodząc.